Właściwie to zacznę od końca. Od pytania: czy coś się zmieniło na rynku odkąd w 2011 założyłem firmę fotograficzną i zdecydowałem się na życie z fotografii?
Był wtedy – podobnie jak teraz – świetny czas na start… A tak poważnie to z każdej strony słyszałem, że jest coraz gorzej.
„Kiedyś to było Panie El Dorado, dwa wesela w każdy weekend”.
Co mamy dzisiaj?
Podobnie, czyli dużo narzekania, ale i pewien malutki problem. Już melduję jaki, ale ostrzegam czytasz na własną odpowiedzialność.
Kiedyś słyszałem, że mając czterech fotografów w jednym miejscu – otrzymalibyśmy cztery różne materiały. Dziś wysyłając ich na reportaż dostaniemy cztery takie same „reportaże”.
Celowo używam cudzysłowu ponieważ to co robimy od lat jako branża powinniśmy przez uczciwość intelektualną nazwać raczej portretażem czy detalażem – tu bez cudzysłowu choć to cytat z jednego z gości podcastu Niezłe Aparaty.
Duża konkurencja wśród fotografów ślubnych
Jedźmy dalej. Winowajcą w braku lub ograniczeniu liczby zleceń w wielu firmach fotograficznych jest spora liczba innych fotografów ślubnych, których podobno przybyło na rynku i ciągle pojawiają się nowi.
Zgoda, jest nas coraz więcej i od lat rośnie poziom techniczny zdjęć. Technologia robi przecież swoje, ale tu można byłoby zadać pytanie o to czy wraz ze wzrostem jakości technicznej pojawiła się także jakość treściowa?
Pytajmy dalej: czy w pogoni za dodatkami fotografowanymi przez nas ślubach, podbijaniem trendów w postaci (kiedyś: zdjęć ciemnych, zbyt jasnych, o spranych kolorach, z dodanym ziarnem, w tonacjach brązu) czy dziś: z fleszem na wprost, ruszonych i tak dalej, czy w tym wszystkim jest jakaś refleksja nad tym czym właściwie jest praca fotografa ślubnego?
Kto robi dobre zdjęcia na weselach, a kto nie?
Debata dotycząca samych zdjęć w wymiarze ślubnym nie istnieje, poza małymi grupami zrzeszającymi fotografów z różnych rezerwatów. Celowo używam analogii indiańskiej bo to są wymierające jednostki. Ostatni Mohikanie.
Nie ma konkursu, który promowałby dobrą fotografię ślubną, nie ma wystaw, nie ma stron w rodzaju „This is reportage” czy „Fearless Photographers”.
W Grupie Fotografii Ślubnej na FB natrafiłem niedawno na dość dużą rozróbę dotyczącą sporu o to czy fotografia ślubna w ujęciu reporterskim to jest coś w rodzaju przerostu formy nad treścią. Osoba zarzucając to i tamto tak zwanym reporterom napluła na wszystkich, którzy mieli inne zdanie. Poobrażała wszystkich i wypisała się z grupy.
Widać, że istnieje spór między tymi dwoma liniami. Między obozem kreacji a poszukiwaczami momentów. Jednak emocjami i inwektywami nie dojdziemy do niczego.
Teraz wracam do pierwotnej myśli: czyli odpowiedzi na pytanie dlaczego klientom jest wszystko jedno kogo wybiorą?
Byłem niedawno na targach ślubnych. Przechodziła jedna osoba obok mojego stoiska i słyszę: „a to fotograf, fotografa już mamy”.
Spytałem kogo wybrali. Z czystej ciekawości chciałem wiedzieć. Odpowiedzią było: „a nie wiem”. Czyli było to dla tej osoby obojętne!
Jeśli wszystko opiera się o sprawę tego kto ładniej fotografuje detale, kwiaty czy inne dekoracje to klient wizytując strony czy konta instagramowe fotografów jest już zmęczony po dziesięciu takich samych zbiorach zdjęć i wybiera fotografa na zasadzie loterii.
Możliwe, że takie podejście czyli fotografowanie pod dyktando czy gust ogółu nienawykłego do studiowania fotografii poza ramy dylematu w rodzaju „o jakie ładne zdjęcie”, przynosi więcej szans na dużo lajków, większe zasięgi, ale czy o to nam chodzi?
Pytam bo zmierzając w tę estetykę trafiamy na bardzo trudny rynek. Zwróćmy uwagę, że jeśli większość robi coś w dany sposób, opiera się na ładnych przedmiotach, efektach specjalnych czy stylizowanych sesjach wówczas konkuruje się z największą ilością fotografów.
Rozwój fotografa
Co w takim razie robić by pojawiły się nowe zlecenia, lub by była ich wystarczająca ilość? Najprostszą odpowiedzią jest rozwój w kierunku oryginalności. Zastrzegam, że widzę dla siebie samego tę samą perspektywę bo moja fotografia też jest bardzo przeciętna.
To niestety będzie bolało. Trzeba z góry nastawić się wówczas na powolny wzrost jakości, być może nawet chwilowy spadek w ilości zapytań. To wysoka cena jaką należy zapłacić za to by w lepszy sposób podchodzić do naszej pracy.
Jednak tworząc niszę dla siebie, wchodząc w świat ujęć niepozowanych, szukając własnego języka w tym wszystkim w dłuższej perspektywie zawsze się opłaca.
My każdy z naszych ruchów marketingowych, biznesowych czy fotograficznych oceniamy z perspektywy „tu i teraz”.
Gdy zaczniemy oceniać wynik naszej pracy w szerszej perspektywie, ułatwimy sobie uczciwą ocenę tego gdzie aktualnie jesteśmy z naszą fotografią, w jakiego klienta celujemy, jak wygląda nasze otoczenie, z jakimi fotografami rywalizujemy, ilu ich jest i czy na tle całej reszty rzeczywiście widać w naszych zdjęciach jakąkolwiek wartość?
Jeśli odpowiedź brzmi: nie widać… To dlaczego klient ma wybrać akurat nas jako fotografa na swoje wesele?
Jeśli choć jedną myśl weźmiecie z tego wpisu (którym wracam do serii bloga „Dla fotografów” na tej stronie) to niechże będzie to rada o uczciwe zastanowienie się nad tym czy jestem szczęśliwy z rodzajem i poziomem zdjęć jaki oddaję moim klientom? Czy one są stuprocentowo „moje” czy fotografuję tak jak lubię, czy może w którymś momencie uległem wpływowi trendów?